Wczoraj Aurela skończyła 10 miesięcy. Jak to szybko leci... zaraz trzeba będzie roczek planować :)
Codziennie pokazuje coś nowego, uczy się w zastraszającym tempie. A każda nowa rzecz w jej wykonaniu wprawia mnie w ogromny zachwyt i sprawia, że jestem TAAAAKA dumna.
I nie ważne, że gdy wychodzą kolejne ząbki to jęczenie jest na topie. I nie ważne, że jakieś choróbsko znowu nas napadło i męczy i dręczy i spać nie daje. I nie ważne, że mama, tata i wszyscy dookoła z sił opadają.
To wszystko nie ważne, bo gdy Małej wyjdzie ten oczekiwany ząbek, wszyscy się cieszą, podchodzą, do buzi zaglądają i dywagują czy już tą marchewkę sobie pogryzie.
A gdy pierwszy krok nastąpi... to zaraz chcą kolejny, tańce odprawiają, by do chodzenia zachęcić i tak czekają na drugi i trzeci. Na dzień dzisiejszy rekord życiowy to TRZY kroczki. Dla mnie widok i uczucie genialne. Od razu mam chęć wziąć ją w ramiona i mocno przytulić i ucałować i pogratulować, medale wręczać.
Raczkowanie u nas, to sposób przemieszczania się z miejsca na miejsce, niczym błyskawica. Zatem oczy i uszy Mama mieć musi dookoła głowy. Nowym hobby stało się chodzenie po schodach "ku uciesze" rodzicielstwa, wchodzenie na łóżko i z niego schodzenie. I ostatni hicior wspinanie się na łóżeczko :) Wygląda przezabawnie... stoi przed swoim łóżeczkiem, konspiracyjnym wzrokiem bada cel, chwyta rączkami szczebelki, stawia jedną nogę na materacu, unosi i wypina dupencję, by dostawić nogę drugą. I co... i dosłownie chwilę trwa ten zachwyt, ta duma, że dokonała czegoś nowego, innego... jednak chwila mija, duma z osiągniętego celu wyparowuje, Mała oczęta ku Mamie zwraca i głośnym "YYYYYYY MAAAMMMAAA" oznajmia, że wystarczy już i że ściągnąć ją trzeba. W tej pozycji przypomina mi gąsieniczkę wspinającą się po gałęzi.
Tak to wygląda w praktyce:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz