środa, 19 czerwca 2013

Mały Silos i nie tylko

W ostatni weekend 15-16 czerwca w Katowicach na ulicy Mariackiej odbyły się targi designu dla dzieci Mały Silos. Mieliśmy okazję zobaczyć ręcznie tworzone cuda, jedne bardziej inne mniej znane z sieci. Możliwość poznania osób, które je tworzą była kolejnym plusem z naszej wyprawy.


Ale zacznijmy od początku.
Podróż minęła spokojnie, wyjechaliśmy w czasie kiedy Aurela ucina sobie zazwyczaj drzemkę. Będąc na miejscu zahaczyliśmy również o katowicki dworzec. Byłam ciekawa jak wygląda teraz, po przebudowie, bo za moich czasów studenckich, to po prostu, brud, smród i masakra. A teraz? Hoho różnica, zdecydowana różnica. Na pierwszy ogień rzuca się galeria jeszcze w budowie. A po wejściu do budynku dworca... SZOK. 
Czysto, schludnie, nowocześnie. Nic wspólnego z tym, co było kiedyś. Piękne okienka kasowe, biura obsługi klienta, aż mi się zachciało pociągiem przejechać, ale to może inny razem, bo cel naszej podróży był innym. Ogólne wrażenie zdecydowanie na plus. Nie wiem czemu nie zrobiłam zdjęć w środku? Chyba tak mnie nowy dworzec onieśmielił.

 

Z dworca pokierowaliśmy się w stronę Mariackiej. Niestety brakowało mi jakichkolwiek oznaczeń na mieście o Małym Silosie. Zero wskazówek jak dojść. Być może gdyby były, to zainteresowanie było by jeszcze większe. Poznałam troszkę Katowice na studiach, mój mąż pochodzi ze Śląska więc my nie mieliśmy problemu z dotarciem.


Na miejscu od razu zauważyliśmy straganiki :) 
Przyjemnością było oglądanie tych ubrań, zabawek i gadżetów.

Nie będę opisywać każdej z firm, bo informacje o nich są dostępne w sieci, jednak zwrócę uwagę na kilka z nich, bo skradły moje serce.
Gryfny Bajtel - świetne koszulki z napisami po śląsku i ciekawymi grafikami. Po prostu mój faworyt tych Targów. Jadąc do mieliśmy zamiar kupić koszulkę dla Młodej, ale niestety nie było tej przeze mnie upatrzonej :/ Nic straconego, zamówimy sobie z ich sklepu internetowego. Jak tylko będę ją mieć chętnie Wam pokażę. Ahhh i jeszcze jedna rzecz... kilka dni przed targami pokazałam Tacie Aurelii te koszulki mówiąc: "Zobacz co znalazłam", a on na to "Trzeba taka Aurelce kupić! Już zamawiamy?". 
To była chyba pierwsza rzecz, którą bez namowy Tata postanowił kupić.

Kolejne stoisko kolorowe, że hej to La Lilu. Mamy dziewczynek doskonale znają. Te dodatki po prostu uzależniają. Byłam twarda i nic nie kupiłam :P

Bardzo sympatyczne Panie ze sklepu LAMALA, zagadały mnie i namówiły na zakup książeczki pt. "Księga dźwięków" Soledada Baviego wyd. Dwie Siostry. No po prostu urzekła mnie w swej prostocie. Fajna, gruba, grube kartki, proste ilustracje, duże litery. Zachęca do zabawy każdego kto tylko po nią sięgnie. A Dzieć chcąc naśladować odgłosy doskonale ćwiczy aparat mowy. Ale o książeczce może zrobię osobny post, bo myślę, że warto.


Na targach spotkałam też przesympatyczną Panią z My Crochet Privacy, która robi piękne i urzekające maskotki na szydełku. Hehe tak, tak ta sama "branża" co moja, ale warto na nie zerknąć, bo są genialne.

A tutaj jeszcze kilka fotek z innych stoisk.




Po targach wybraliśmy się jeszcze na spacer. Nikt nas nie gonił, nigdzie się nie spieszyło, to czemu nie. Za cel obraliśmy sobie Spodek. Po drodze fontanna na rondzie nieco nas ochłodziła, a Małej dała sporo frajdy. Przy Spodku odbywały się zawody Adidas Ride The Sky. Powiem Wam, że to jacyś szaleńcy!!! Co oni na tych rowerach wyczyniają... robią co chcą :P Szacunek dla nich, bo efekt był świetny.















I na koniec nowe hobby Aurelii - polowanie na gołębie :D







1 komentarz:

  1. Świetna fotorelacja! Dziękuję za odwiedziny i słowa uznania :) Są dla mnie podwójnie ważne, gdyż pochodzą również od pasjonatki szydełkowania :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń